Forum Forum Sympatyków Janusza Korwin-Mikkego Strona Główna Forum Sympatyków Janusza Korwin-Mikkego
i innych zwolenników WOLNOŚCI
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

"Angkor, What?"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Sympatyków Janusza Korwin-Mikkego Strona Główna -> JKM Media, wydarzenia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rafael
Gość






PostWysłany: Nie 17:40, 01 Cze 2008    Temat postu: "Angkor, What?"

DagnyTaggart napisał:
Dobra, naciągam, ale materiał jest interesujący, choćby dla zdjęć.
Rozwiązywał ktoś kiedyś sprawę Czerwonych Khmerów na tym forum?
Wprawdzie ten materiał to nie wywód filozoficzno-polityczny na temat Angka Padevat, ale mimo wszystko wskazuje na zbrodnię i wytłuszcza błędy komunistów. + niezłe zdjęcia i trochę historii średniowiecznego Imperium
A tak na marginesie - Wie ktoś więcej ode mnie? Bo wyczytałam, że Stany Zjednoczone były w "kontakcie" z Czerwonymi wtedy...

Cytat:
„ Odkryłem ogromne ruiny. Będące, jak mi powiedziano, pozostałościami po królewskim pałacu.”

tak w roku 1850 pisał francuski misjonarz Charles-Emile Bouillevaux, gdy natrafił na imponujące, lecz zniszczone budowle trawione przez roślinność w samym środku kambodżańskiej dżungli.

„ Żar z nieba się leje, może z 40 stopni, zasuwam po rozgrzanych ulicach pełnych motocykli, śmieci, ludzi, psów, straganów, knajp, pięknych domów w stylu francusko-chińskim.
Czuję się jak na południu Francji, tyle, że po jakiejś wojnie (...).”

-tak relacjonował swój pobyt w stolicy Kambodży, Phnom Penh, 26 marca 2004 roku fotograf, Bartek Pogoda.

„ Odkryłem ogromne ruiny. Będące, jak mi powiedziano, pozostałościami po królewskim pałacu. Na ścianach, pokrytych rzeźbami od góry do dołu, zobaczyłem bitwy toczone z udziałem słoni oraz mężczyzn walczących na kije i piki bądź strzelających z łuków trzema strzałami jednocześnie.”

A widział jedynie bramy do miasta ; strącone podczas najazdu Czampy posągi wężowych strażników.
Kiedy dziesięć lat później przyrodnik, również francuskiego pochodzenia , Herni Mouhot, dotarł do centrum rozległego kompleksu, i nagłośnił sprawę, Europa zawrzała. Szybko okazało się, że nieznana do tamtej pory cywilizacja trzęsła Azją.

Powiedziałabym, że Khmerzy, rdzenna ludność Kambodży, to bardzo kreatywny naród. Mój znajomy uniósł się kiedyś - „Absolutnie ! Dziewięćdziesiąt procent to mitomani.” I być może jest w tym trochę prawdy, gdyż legend dotyczących początków Imperium jest niezliczenie wiele.

Jedna z najpopularniejszych głosi, że starożytne dynastie miał zapoczątkować związek hinduskiego księcia Preah Thong z córką Nagaraja, pana tych terenów. Wygnany z Delhi królewicz pojął „kobietę-żmiję” za żonę, a wtedy Nagaraja wypił wodę, która wcześniej zalała ląd i uczynił Preah władcą Kambuji.
W rzeczywistości Khmerzy to mieszanka różnych kultur. Prawdopodobna wydaje się wersja emigracji ludzi czystej krwi indiańskiej oraz hinduistycznej, i ich rozwoju we wschodnim regionie. Przy czym doprowadziło to do masowej deportacji miejscowej rasy, a nowo powstała miała świetne warunki do kształtowania silnej cywilizacji. Położenie w dorzeczu dolnego Mekongu i naturalne bariery gór Kardamonowych, Słoniowych, Dangrek wpłynęły na szybki wzrost gospodarki, której głównym czynnikiem był dostatek, lub nie, ryżu. A urodzaj był niemal gwarantowany. Kiedy wiosną w Himalajach zaczynały się roztopy, a na nizinach panowały ulewy, podnosił się poziom wody w Mekongu. W pobliżu jeziora Tonle Sap nurt rzeki był tak silny, że całkiem odwracał jej bieg i uchodziła do jeziora, które wylewało, nawadniając obszar 16 tys. km2.
Rybołówstwo i uprawa ryżu nadal są podstawowymi formami zarobku, jedynymi ustabilizowanymi gałęziami gospodarki tego kraju. Istnieje jednak ogromna różnica między sytuacją sprzed wieków, a tą dzisiejszą. Teraz ochrona przeciwpowodziowa, żegluga, hydroenergetyka i ekosystem Tonle Sap są tragiczne, a reformy rządowe właściwie żadne. Tymczasem w roku 1000 Imperium posiadało ewidentnie dominującą pozycję we wszystkich tych dziedzinach. Zespół budynków metropolii oddalonej o trzydzieści kilometrów od Wielkiego Jeziora, otoczony był kanałami wodnymi – tak szerokimi i głębokimi, ciągnącymi się do wewnątrz – że stolica stała się również portem (!) .
Zmodernizowany system nawadniający oparty o olbrzymie zbiorniki wodne (Baraje, z których każdy mógł pomieścić 9 miliardów litrów wody), oddzielony układami grobli, zapewnił Imperium wydajną gospodarkę wodną. Staranne rozplanowanie, niezwykła funkcjonalność; pozwalające na kursowanie statków do centrum, usprawniły handel.
Khmerzy idealnie posłużyli się naturą, idealnie wykorzystali możliwości inżynierii i wspinali się w tamtych czasach na sam szczyt. Stworzyli potęgę, która dokumentalnie jest konkurencyjna nawet dla wszystkim znanego, bajecznego Babilonu.
W szczytowym momencie postępu Angkor nazywano miastem Miliona Słoni ze względu na królewską armię słoni bojowych. Jak wyglądało życie w tym mieście ? Gdy król prowadził wzmożoną ekspansję na wschód, lud roboczy mozolnie wznosił pochwalne pomniki, przerażające w przepychu monumenty. Prestiż władcy wzrastał wraz z niezadowoleniem poddanych, jednak po spektakularnym obaleniu dynastii jawajskiej przez Dżajawarmana II, buntownicze nastroje na krótki okres ustały.
Wierzenia w panowanie hinduskiego bóstwa – Śiwy poprzez postać władcy ; kult króla-boga był po mistrzowsku uplecionym pejczem na poddanych. Kiedy zatem Pan dawał dokładne instrukcje, jak ma wyglądać najważniejsza rzeźba w całym Królestwie – lingam władcy , zniewoleni w posłuszeństwie wznosili świątynię. Właśnie po to, by umieścić tam kamiennego fallusa. Obraz o tyle absurdalny, co prawdziwy i dziś, kiedy organizuje się święta na cześć wołów w złotych namordnikach, a obok sprzedawane są starszym Panom z Ameryki czy Europy młode dziewczęta.
Podobnie szerzyła się kooperacja wyższych urzędników. Kapłani, którzy mamili prostych ludzi, stanowili zarazem fałszywą śmietankę z najbliższego otoczenia władcy. Model rządów zaczął się rozpadać w kosmicznym tempie wraz z niedbale wznoszonymi konstrukcjami. Oliwy do ognia dolali przybyli tam mnisi w szafranowych szatach, bo społeczeństwo z radością przeszło na buddyzm, postulując równość. Po kolei następowały wojny domowe. Królestwo obróciło się w ruinę – nawet nie tyle z powodu walk, ale uszkodzonych urządzeń kontrolujących dopływ wody. Zbiory były niewystarczające, by zaspokoić głód rzeszy wojowników.
Ostatecznie wraz z wielką powodzią w roku 1430, na obszarze całego kraju wybuchła epidemia malarii. Dawni trybutariusze – Syjam i Czenla ograbili stolicę, a pozostałą ludność wzięli do niewoli.

Ale to nie ta, średniowieczna klęska zajmuje mieszkańców Kambodży. Dla nich historia często zaczyna się od roku 1975. Roku Zero.
Kiedy król Sihanouk został obalony przez własny rząd z generałem Lon Nolem na czele, zwrócił się do swych dawnych wrogów – komunistów kambodżańskich z prośbą o pomoc w odzyskaniu władzy. Oddziały Organizacji Rewolucyjnej przeszły wtedy gruntowne szkolenie wojskowe, sfinansowane przez Wietnam Południowy. Wojna de facto powoli umierała wraz ze skrzącym się pożogiem frontu, kiedy znużeni pogłębiającym się bezrobociem i skorumpowaniem rządu, obywatele Kambodży witali „wyzwolicieli” w czerwonych chustach.
Angka Padevat była kociołkiem, w którym pod ogniem nacjonalizmu gotowały się ideologie zapożyczone z leninizmu, marksizmu i maoizmu. Brudną łychą kocioł miał opróżnić Brat Numer Jeden – Pol Pot.
Jak śmiercionośna zaraza rozprzestrzeniała się wtedy w krajach tzw. Trzeciego Świata ideologia kolektywizmu. Slogan jedności, uświęcającego poświęcenia na chwałę przyszłego, nowego wieku został łapczywie schwytany przez społeczeństwo. Przecież Khmerzy przykłady brutalnych, komunistycznych praktyk mieli na wyciągnięcie ręki. Przez ten wspólny przełyk ludzie się zadławili...
33 lata temu, zaledwie osiem miesięcy po wkroczeniu partyzantów do miasta było za późno na jakąkolwiek ucieczkę. Granice zostały zablokowane. Na pierwszy rozkaz przeprowadzono ewakuację Phnom Penh, tłumacząc decyzję podejrzeniem ataku bombowego ze strony Amerykanów. Kalekich, chorych umysłowo, często też dzieci – wszystkich, którzy mogliby opóźniać deportację na odległe prowincje – likwidowano.
Kambodża miała wykonać Wielki Skok do przodu, wyrosnąć wraz z ryżem jako wielka, zjednoczona wioska agrarna. Najpierw jednak Czerwoni Khmerzy zniszczyli wszystko, co wprawia mechanizmy rozwoju ludzkiego w ruch. Naprawa oznaczała nic innego, jak destrukcję.
Jednostka ludzka nie działała na swoją korzyść. Nie miała prawa do wyprodukowanych dóbr, tak więc pozbawiono ją prawa do życia. Zanegowano moralność, ponieważ to Partia wyznaczała reguły każdej gry. Khmerzy nie byli niewolnikami, dlatego, że jak się często czyta – im mniej pracowali, tym mniej jedli. Byli niewolnikami, ponieważ zlikwidowano wszystkie alternatywy. Pozostała śmierć, bo życie uczyniono przewinieniem...

„Ludzi zabijano pojedynczo, nie było wielkich rzeźi. Najpierw kilkunastu „nowych”, podejrzanych o to, że byli żołnierzami, o takie rzeczy. Przez dwa pierwsze lata zabito może dziesiątą część osiedleńców, po kolei, razem z dziećmi. Nie potrafię powiedzieć, ilu w sumie.”
E.Becker „Les Larmes...”

„Bez przerwy zabijali mężczyzn i kobiety na nawóz. Grzebali ich we wspólnych grobach, wszechobecnych na polach uprawnych, przede wszystkim tam, gdzie uprawiany był maniok. Często, wyrywając bulwy manioku, wyciągało się z ziemi ludzką kość czołową z korzeniami wrośniętymi w oczodoły.”
Ken Khun, „De la dictature...” (wypowiedź studenta medycyny)

Nielogiczne wizje, irracjonalizm postępowania oczywiście sparaliżował odseparowany od świata kraj. Nic dziwnego, skoro wzorem tej tyranii miały być projekty Mao Zedong'a.

„Po obu stronach drogi, jak okien sięgnąć, ciągnęły się leżące odłogiem pola ryżowe. Na próżno wypatrywałam ludzi zajętych sadzeniem. Nikogo, dopiero po dziesięciu kilometrach dostrzegłam grupkę młodych dziewczyn. Gdzie się podziały te setki młodych z ludzi z ruchomych brygad, o których ciągle mówiło radio ? Drogą ciągnęły się grupy mężczyzn i kobiet o błędnym spojrzeniu, z tobołkami na plecach. (...) Ludzi tych początkowo wysłano w jałowe regiony południowo-zachodnie, gdzie w związku z panującą tam kompletną nędzą mieli sobie wyrobić „nowy światopogląd”. A żyzne regiony pozostawiono w tym czasie bez siły roboczej.
W całym kraju ludzie umierali z głodu, gdy tymczasem użytkowano tylko jedną piątą obsianej ziemi !
(...) Otwierałam szeroko oczy. Widok był straszny. Niezmierna nędza ludzka, niewyobrażalna dezorganizacja, kompletny bałagan...(...)”
Laurence Picq, „Au-dela du ciel : cinq ans chez les Khmers rouges”, Bernard Barrault, Paris 1984 r.

W roku 1978 dywizje wietnamskie dowodzone przez Heng Samrina zajęły Phnom Penh. Mimo to, skutki reżimu, nękają Khmerów. Przywódcy ludobójstwa zostali postawieni przed trybunałem międzynarodowym, ale oficerowie gwardii Angka Padevat zajmują często nawet przewodnie urzędy. Nadal powraca również niewyjaśniona sprawa rzekomego porozumienia Czerwonych Khmerów z ONZ i Stanami Zjednoczonymi. Jedno jest jednak pewne -
historia Kambodży, pełna wydarzeń dramatycznych, nie pozbawiła współczesnych mieszkańców przekonania, że to, co najważniejsze, jest w nich. Nie w nadziei, ale wiedzy, że człowiek powinien z dumą patrzeć w przyszłość, budując teraźniejszość.
[link widoczny dla zalogowanych]

Ostatnio zmieniony przez Rafael dnia Pon 4:00, 02 Cze 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Sympatyków Janusza Korwin-Mikkego Strona Główna -> JKM Media, wydarzenia Wszystkie czasy w strefie GMT - 3.5 Godziny
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin