Forum Forum Sympatyków Janusza Korwin-Mikkego Strona Główna Forum Sympatyków Janusza Korwin-Mikkego
i innych zwolenników WOLNOŚCI
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Powiedzmy NIE

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Sympatyków Janusza Korwin-Mikkego Strona Główna -> JKM Media, wydarzenia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pan Dzikus
Gość






PostWysłany: Pon 18:10, 16 Cze 2008    Temat postu: Powiedzmy NIE

Powiedzmy NIE
Tekst ten rozesłałem rodzinie i znajomym przed referendum w sprawie wejścia do tzw. UE. Wykorzystałem w nim fragmenty tekstów JKM, Michalkiewicza, Fijora i innych, które znalazłem w Najwyższym Czasie i na Stronie Prokapitalistycznej. Przytaczane argumenty za wejściem, które kolejno obalam, wziąłem z prześmiewczego tekstu tego zdrajcy Ziemkiewicza, zamieszczonego w jednym z numerów Najwyższego Czasu. Nie wiem jaki mój tekst odniósł skutek ale podejrzewam, że marny jako że adresaci to byli właściwie sami komuniści.


Szanowni Państwo, już od wielu miesięcy jesteśmy molestowani, płynącą głównie z państwowych mediów, agresywną, prounijną propagandą, chyba tylko przez pomyłkę lub z wrodzonego zakłamania, nazywaną przez samych agitatorów - kampanią informacyjną. Owa kampania nie ma oczywiście z prawdziwą i rzetelną informacją nic wspólnego. Można nawet uznać, stosując aksjomat Lema, że mówi mniej niż nic, ponieważ składa się prawie wyłącznie z kłamstw i uogólnień budując tym samym fałszywy obraz rzeczywistości. A więc jest to w istocie kampania dezinformacyjna. Nie słyszałem jeszcze ani jednego (!) sensownego a przy tym prawdziwego argumentu za wchłonięciem Polski przez (nowo)twór zwany potocznie Unią Europejską. Nic, tylko ten sam wrzask i bełkot o „historycznej szansie”, (taaak, chyba na kolejny rozbiór do historycznej kolekcji), i o „braku alternatywy”. W tym kontekście śmiesznie, wręcz absurdalnie brzmiały nawoływania prezydenta Kwaśniewskiego do zaniechania „kampanii informacyjnej” i wszczęcia wreszcie „kampanii emocjonalnej”. Wszak nasza nieumiłowana władziuchna od samego początku nie robi nic innego, jak tylko stara się w umysłach ludzi wytworzyć silne, emocjonalne, prounijne uwarunkowanie, tak, by zamknąć je na wszelkie sensowne argumenty przeciwników UE, (o co, przyznaję, jeśli chodzi o telewizję bardzo trudno, zważywszy na to, kogo głównie dopuszczają do dyskusji), i by koniec końców doprowadzić do wymarzonego przez większość polityków Anschlussu. Co śmieszne, owi politycy, uważający się za wielkich demokratów, traktują tym samym ludzi jak bezrozumne bydlęta czy jak jakieś psy (Pawłowa), które nie potrafią samodzielnie myśleć i podejmować racjonalnych decyzji, a co za tym idzie, należy je poddać tresurze i wyrobić w nich „odpowiednie” odruchy warunkowe: Unia tak - jesteś cacy; Unia nie - jesteś be. Może zresztą mylę się i jest inaczej - ukrywają prawdę, bo boją się, że ludzie zaczną wreszcie myśleć i zagłosują inaczej niżby sobie tego życzyli. W każdym razie jest to działanie głęboko antydemokratyczne.
Unia, (Wolności - ale tylko z nazwy), ogłosiła własne hasło mające zachęcić do głosowania na tak: „Kocham Unię E.”. Miłość to bardzo ważna rzecz. Uczuciem można, (i należy!), kierować się w sprawach damsko-męskich tudzież męsko-damskich a nawet, (niechaj i homosie mają radochę), męsko-męskich czy damsko-damskich, ale na Boga, nie w polityce czy ekonomii!!! Jak powszechnie wiadomo, człowiek kierując się emocjami nie jest skłonny do podejmowania korzystnych i sensownych, a więc mądrych decyzji, zaś sprawa, o której zadecyduje w czerwcowym referendum większość tej część społeczeństwa, która zechce się pofatygować do urn, bądź - w przypadku nie przekroczenia progu wymaganej frekwencji - ta, której się nie zechce, jest zbyt ważna i o zbyt długofalowych skutkach, by zdawać się na porywy serca czy kaprysy gruczołów dokrewnych. Tak więc w trosce o możliwie rzetelne i wszechstronne poinformowanie państwa o skutkach planowanej akcesji III RP do UE chciałbym rozpatrzyć w tym liście, ulotce czy jakkolwiek to nazwać argumenty używane przez zwolenników UE.

Bezpieczeństwo: Unia uchroni nas przed imperialnymi apetytami Rosji.

Jest to straszenie Rosją, całkiem zresztą uzasadnione, w końcu pod zaborami czy przez lata ery PRL-u nie było zbyt fajnie, nie rozumiem tylko jednego - dlaczego tylko Rosją? Dlaczego zapomina się o Niemczech? Przecież Niemcy też brały udział w rozbiorach, też nas okupowały i też napadły na nas w 1939 r. A to przecież Niemcy wraz z Francją grają pierwsze skrzypce w Unii. Tak więc... Być może Unia rzeczywiście uchroni nas przed imperialnymi apetytami Rosji, ale czy uchroni nas przed imperialnymi apetytami Unii? Niewolnikowi naprawdę nie robi wielkiej różnicy, czy jego pan i władca nazywa się Unia (niechby i Europejska) czy Federacja (nawet jeśli Rosyjska). W końcu i tak, i tak jest tylko niewolnikiem. Tzn. czasem może mu to robić jakąś różnicę, gdyż jego pan może być okrutnym tyranem, (państwo socjalistyczne, komunistyczne, faszystowskie itp.), albo łagodnym barankiem na co dzień i bezlitosnym, ale sprawiedliwym katem, gdy to konieczne, (państwo oparte na zasadach konserwatywno-liberalnych). UE to unia państw socjalistycznych i na razie nic nie wskazuje na to, by miała przestać być socjalistyczna. Federacja Rosyjska zaś dosyć szybko wychodzi z socjalizmu i obecnie znajduje się na rozdrożu a w przyszłości najprawdopodobniej podąży w stronę liberalizmu lub feudalizmu. Czyli, jeśli zostaniemy wchłonięci przez UE - to na pewno, być może na długie lata czy nawet dziesięciolecia, dostaniemy się w łapy okrutnego tyrana o miłej dla laika, ale zwodniczej powierzchowności. Jeśli zaś pozostaniemy poza nią, to nie jest wykluczone, (ale mało prawdopodobne jeśli tego nie zechcemy), że znajdziemy się w strefie wpływów Federacji Rosyjskiej i w najgorszym razie będzie to feudalizm, czyli coś nieco lepszego od socjalizmu. Byłby to jednak głupi pomysł. Jeśli więc nie Unia, to co? I tu przechodzimy do kolejnego argumentu eurotomanów, którym jest:

Brak alternatywy: jeśli nie wejdziemy do Unii, czeka nas narodowa katastrofa.

...a może jeszcze nastąpi koniec świata? Z pewnością słyszeli Państwo już nie raz powtarzany przez rodzimych polityków i publicystów slogan: „Jak nie Unia to Białoruś”. Z każdej sytuacji jest więcej niż jedno wyjście i zawsze istnieje jakaś alternatywa, zaś nie dostrzeganie jej w tej konkretnej sprawie świadczy tylko samo przez się o marnej klasie owych polityków i publicystów. Jakby powiedział marszałek Józef Piłsudski: „Kury im szczać prowadzać a nie polityką się zajmować”. Nawet gdyby Białoruś rzeczywiście była jedynym poza UE rozwiązaniem, to, choć trudno to sobie wyobrazić, byłaby rozwiązaniem mniej złym, gdyż nawet na Białorusi jest znacznie więcej wolności niż w UE, o czym dobitnie świadczy dwukrotnie wyższy wzrost gospodarczy, na poziomie 4% (zamiast 2%) i choć można z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że w przypadku obu tych przodujących socjalistycznych gospodarek dokonano fałszerstwa, dwukrotnie zawyżając dane, to i tak niewiele to zmienia, Białoruś, (cokolwiek miałoby to znaczyć), byłaby lepszą - ale na szczęście nie jedyną alternatywą. W tym przypadku takich alternatyw jest co najmniej kilka, a najprostsza i pierwsza, która przychodzi na myśl to po prostu: NIE WCHODZENIE DO UNII EUROPEJSKIEJ!!! Jest to droga którą wybrali Szwajcarzy, już chyba ze 7 razy odrzucający w referendum przystąpienie do UE, i czy ktoś ośmielił się powiedzieć o Szwajcarii (albo Norwegii), że to zaścianek, ciemnogród czy jakoś podobnie, tak, jak się to mówi o Białorusi? Nie ośmielił się. Z politycznego punktu widzenia pójście w ślady Szwajcarii, czyli ogłoszenie neutralności, jest o wiele lepszym rozwiązaniem niż to, co próbuje się nam zgotować. Przeważnie jest lepiej dla narodu, gdy jego kraj jest niepodległy i może prowadzić samodzielną politykę, niż gdy jest zależny od państw trzecich, którym wcale nie musi zależeć na dobru tego narodu, szczególnie jeśli jest to państwo (czy państwa) tak głupie jak UE. Jest jednak jeszcze lepsze rozwiązanie - sojusz z USA. Polska ma pecha i znajduje się pomiędzy młotem a kowadłem czyli Niemcami a Rosją, (obecnie w postaci UE i FR), szukanie więc politycznego i militarnego sojusznika pośród nich to kompletny nonsens. W geopolityce jest tak, że zależy ona w przeważającej mierze od ukształtowania kontynentów, rozmieszczenia zasobów naturalnych i wzajemnego rozlokowania względem siebie państw. Ponieważ wszystkie te trzy czynniki pozostają w Europie i Azji właściwie niezmienne od wieków, i ponieważ Rosja oraz Niemcy od wieków dążyły do wchłonięcia bądź eliminacji Polski, bo było to dla nich korzystne, (a przynajmniej zawsze tak uważali przywódcy tych państw), wniosek stąd taki, że i dziś jest to dla nich korzystne i będą dążyć do wchłonięcia bądź eliminacji Polski. Sojusznika należy więc szukać możliwie daleko pod względem geograficznym i musi to być sojusznik możliwie jak najpotężniejszy. Oba te wymogi spełnia USA: jest daleko i jest obecnie najpotężniejszym państwem na świecie. Ponadto jest to państwo, którego fundamenty wciąż są oparte na kamieniu węgielnym naszej cywilizacji, czyli tradycji i wartościach judeo-chrześcijańsko-rzymsko-kapitalistyczno-indywidualistycznych zamiast, jak w przypadku UE ateistyczno-socjalistyczno-azjatycko-kolektywistycznych. Sojusz z USA byłby korzystny dla obu stron. My zyskujemy pomoc i ochronę Wielkiego Brata, (tym razem dobrego, w odróżnieniu od wszystkich naszych poprzednich i pozostałych Wielkich Braci), a Stany zyskują niezatapialny lotniskowiec położony w samym centrum Europy, w strategicznie ważnym regionie, na skrzyżowaniu szlaków północ-południe i wschód-zachód. Nawet gdyby wszystkie państwa wokół wstąpiły do Unii to moglibyśmy tkwić w tym bagnie tak, jak Żydzi tkwią wśród Arabów, a gdyby jeszcze zmniejszyć podatki to wszyscy z UE jeździliby do nas po zakupy. Komuś może się taki sojusz skojarzyć z wiekopomną przyjaźnią Polsko-Radziecką i może poddać w wątpliwość, czy taka łupina jak Polska i taki gigant jak USA mogłyby współdziałać na partnerskich zasadach. Obawy nie całkiem bezzasadne, ale tutaj nie mają zastosowania. Raz, że Amerykanie swoich sojuszników traktują o niebo lepiej niż Rosjanie czy Niemcy, a dwa, że będąc w sojuszu z USA nie stracilibyśmy suwerenności i nie stalibyśmy się częścią jakiegoś wielkiego wielonarodowościowego molocha na glinianych nogach. Zresztą przedsmak tego co nas czeka w strukturach Unii i tego, co w sojuszu z USA, ukazały nam niedawne wydarzenia, kiedy to nasz rząd poparł działania USA w Iraku, a nawet wysłał tam symboliczną ilość żołnierzy. Mogliśmy wtedy usłyszeć od prezydenta Francji Jacquesa Chiraca, że „mamy siedzieć cicho i nie pyskować”, podczas gdy USA za takie, za przeproszeniem byle g***o jak wysłanie niespełna 200 żołnierzy, z których większość i tak nic nie robiła, ofiarowują nam do zarządzania strefę okupacyjną. Co, jak się obawiam, może okazać się kompletną kompromitacją, i chyba moje obawy podziela p. Cimoszewicz, skoro poprosił o pomoc Niemców, (którzy, co jak co, ale w okupowaniu obcych państw mają znacznie większe doświadczenie). Na to z kolei niemieckie gazety zareagowały z wrodzonym im nietaktem, i skomentowały to takimi słowy: „mocarstwo z łaski Ameryki”, „żołdacy USA”, „siepacze Amerykanów”, „torpedujący politykę bezpieczeństwa Europy”, „przeceniający własną rolę w polityce światowej” itd. itp. Te reakcje unijnych polityków i dziennikarzy obalają kolejny mit i jednocześnie argument euroentuzjastów dotyczący naszej pozycji międzynarodowej, jakoby:

Dzięki uczestnictwu w strukturach europejskich nasz głos miał się bardziej liczyć na świecie niż obecnie.

G***o prawda. Nasz głos liczy się teraz i może się liczyć tylko poza strukturami UE, bo przecież tam będziemy mogli tylko: „siedzieć cicho i nie pyskować”. Przy okazji chciałbym zwrócić uwagę na to, jakim językiem posługują się euroentuzjaści: nie mówią o „strukturach unijnych”, czy „strukturach Unii Europejskiej” tylko o „strukturach europejskich”, tak jakby struktury państw, które nie należą do UE, ale leżą w Europie, nie były strukturami europejskimi. Jest to nowomowa. Bezczelne i bezprawne zawłaszczanie nazw i zmienianie znaczenia wyrazów po to, by kształtować świadomość ludzi i tym samym nimi manipulować. Z tego samego powodu mówią o „referendum europejskim”, a nie np. akcesyjnym, czy stwierdzają: „jeśli jesteś Europejczykiem, głosuj za”. Przeciwnikom Unii zarzucają, że są "przeciwko Europie", co jest równie bezsensowne jak zarzucanie komuś, że jest przeciwnikiem Antarktydy albo Oceanu Spokojnego, bo ukazuje zagrożenia dla przyrody, która się tam znajduje. Europa jako kontynent z własną historią, dorobkiem materialnym, kulturą czy religią to jedno. A Unia Europejska jako współczesny projekt polityczny - odgrzewający u siebie swoją wersję socjalizmu - to zupełnie co innego. Ja jestem Europejczykiem, będę głosował przeciw i wcale od tego nie przestanę być Europejczykiem (Państwo również nie przestaniecie być Europejczykami!). Być może jestem nawet bardziej Europejczykiem, niż UEropejczycy, bo w przeciwieństwie do nich, nie mam gdzieś tradycji i nie lansuję jakichś bzdurnych, „postępowych” idei. A ta cała horda Europejczyków z definicji - na czele z Żebrowskim - którzy koniecznie chcą zostać Europejczykami, jest po prostu żałosna. Równie dobrze mogliby chcieć zostać ssakami i głosić hasła w stylu: „Głosuję za, bo jestem ssakiem”. Mechanizmy stosowane przez tych „europejskich” stręczycieli bardzo dokładnie zostały opisane w jednej z najlepszych antyutopii, czyli „Roku 1984” Georga Orwella. Wszystkich gorąco zachęcam do jej przeczytania.
Powracając do poprzedniego wątku. Sojusz z USA jest nie tylko potrzebny i konieczny, ale wręcz palący. NATO już się właściwie rozleciało a UE zaczęła tworzyć własne siły zbrojne, które, jak przypuszczam, będą służyły - wedle doktryny Breżniewa - do kneblowania ust państwom, które nie będą chciały siedzieć cicho. Co nie byłoby takie straszne, gdybyśmy mieli porządną, zawodową i dobrze uzbrojoną armię a nie bandę poborowych łachmaniarzy przez których przymusowa służba w wojsku postrzegana jest, całkiem zresztą słusznie, jako karę więzienia za nic. Dopóki nie zbudujemy własnych sił zbrojnych z prawdziwego zdarzenia, musimy zdać się na ochronę US Army, której budżet jest dwukrotnie większy niż budżet wszystkich armii państw unijnych, rosyjskiej i chińskiej razem wziętych, i która jest w stanie operować w dowolnym zakątku świata, podczas gdy EUnuchy z UE nie były nawet w stanie wysłać swoich wojsk do powstrzymania rzezi w Kosowie, czyli tuż za miedzę, aczkolwiek, jak podejrzewam, z wysłaniem ich do Polski poszłoby im zapewne o wiele łatwiej. By jednak sojusz z USA był możliwy, należy najpierw odrzucić w referendum UE, a potem wybrać polityków, którzy do niego doprowadzą, bo Stany na siłę na pewno nie będą nas wciągać, w odróżnieniu od UE, która chce nas tak bardzo, że nie zdziwcie się Państwo, jeśli na referendalnej kartce do głosowania będziecie mieli do wyboru dwie odpowiedzi: „Tak” albo „Tak”... Można oczywiście podważać zasadność ładowania pieniędzy w silną armię, skoro, jak się wydaje, obecnie nic (poza UE) właściwie nam nie zagraża, ale jest to postawa nacechowana dużą dozą naiwności. Świat to niebezpieczne miejsce i nie wiemy co będzie za pięć czy dziesięć lat, należy spodziewać się najgorszego i być na to przygotowanym. Silna armia jest po prostu niezbędna dla zapewnienia bezpieczeństwa zewnętrznego, ale równie ważna, a może nawet ważniejsza jest silna gospodarka, która oprócz bezpieczeństwa, zapewnia również dobrobyt. Zdają sobie z tego sprawę piewcy dobrowolnego zrzekania się suwerenności na rzecz obcych mocarstw i dlatego głoszą następujące hasła:

Finanse: dostaniemy z UE kupę pieniędzy, które pozwolą sfinansować nasze reformy.

Brukselskie dopłaty to jedyna szansa, żeby zrestrukturyzować i unowocześnić nasze: rolnictwo, górnictwo, hutnictwo, rybołówstwo i szereg innych dziedzin.

Wspólny rynek: otwarcie granic dla kapitałów i towarów uzdrowi naszą gospodarkę.

Walka z biurokracją, korupcją i wychodzenie z socjalizmu: wymóg spełnienia standardów europejskich w różnych dziedzinach pomoże nam przemóc dziedzictwo Peerelu.

Wszystkie powyższe stwierdzenia to wielki stek bzdur i kłamstw.
Po pierwsze - finanse. Dopłacimy. Już nawet Centrum Analiz Społeczno Ekonomicznych w swoich prognozach mówi, że przynajmniej do roku 2006 Polska będzie płatnikiem netto. Pamiętam, jak jeszcze kilka lat temu politycy rozwodzili się o deszczu pieniędzy, który miałby nas rzekomo zasypać po wejściu do Unii. Teraz ci sami kłamliwi politycy zapewniają, że na pewno nie będziemy płatnikami netto, a jeśli referendum się nie powiedzie, (czyli większość powie „Tak”), i gdy wreszcie rzeczywistość zweryfikuje te zapewnienia i okaże się, że kłamali, to wtedy powiedzą: „No jak to? Przecież już na dwa tygodni przed referendum CASE...itd. A w ogóle to naród tak zdecydował więc to on jest winien”. Powiedzą jeszcze, że choć dopłacimy, to na pewno nie więcej niż miliard, potem, że nie więcej niż dwa miliardy, trzy itd. I oczywiście przez cały ten czas będą zapewniać, że jest to dla nas korzystne. Zresztą, nie trzeba wcale czekać na Anschluss, by się przekonać, że nie jest. Już teraz można przejrzeć na wskroś kłamstwa rządowej propagandy. Wyliczenia są jasne. Fundusze strukturalne to 8,635 mld €. Z tego 1,03 przeznaczone jest na wpłaty bezpośrednie do budżetu RP. Zostaje 7,605 z czego wykorzystamy góra 20 %, a to daje 1,6 mld €. Fundusze na rozwój obszarów wiejskich to ok. 2,6 mld, z czego może uda się wykorzystać 50 % a więc 1,05 mld €. Dopłaty bezpośrednie i organizacja rynku rolnego to 2,3 mld € + 0,5 mld przesunięcia, (patrz wyżej), daje razem 2,8 mld. Podsumowując: 1,6 + 1,03 + 1,05 + 2,8 = 6,5 mld €. Nasza składka w latach 2004-2006 wyniesie 7,5 mld €. 6,5 mld € - 7,5 mld € = -1 mld €. Będziemy więc in minus. Euromaniakom wychodzi oczywiście zawsze kilka miliardów in plus, ale oni zakładają, że wykorzystamy fundusze strukturalne w 100 %, a jak dotąd nie udało się to żadnemu państwu. Tylko Niemcy wykorzystują je w więcej niż 60 %, bo w 70, ale taka np. Austria już tylko w 30 %, zaś na początku wszystkie państwa wykorzystywały w zaledwie kilku. Fundusze z programu SAPARD, które są przyznawane na podobnych zasadach, co fundusze strukturalne, wykorzystaliśmy w zaledwie 0,13 % (!), co mówi samo za siebie. Już 3 lata temu, (17 kwietnia 2000 r.), premierzy państw „Piętnastki” zdecydowali, że państwa nowo wstępujące otrzymają z budżetu Unii tyle samo, ile doń wpłacą.

Nawet gdybyśmy wyszli na zero, to należałoby sobie zadać pytanie; po co tam wchodzić, skoro każdy chyba się zgodzi, że przekładanie pieniędzy z jednej kieszeni do drugiej jest zupełnie bez sensu. A poza tym: Czy te państwowe inwestycje byłyby dla nas korzystne? Otóż sądzę, że nie. Państwo może wydać tylko tyle pieniędzy, ile zrabuje podatnikom, (albo sobie dodrukuje - co na jedno wychodzi). Cóż jest więc korzystnego w tym, że ktoś inny, (urzędas bądź polityk), będzie za nas wydawał nasze pieniądze, najprawdopodobniej na rzeczy całkowicie nam zbędne, w dodatku załatwiając je dwa razy drożej niż zrobiłaby to osoba prywatna, (w końcu to nie jego kasa), i defraudując przy okazji z 1/5 sumy? Cóż z tego, że gdzieś tam, być może, zostanie wybudowana jakaś oczyszczalnia ścieków i z pompą zostanie otwarta, jeśli potem, tak jak w UE, pozostawią ją samą sobie i dzikiej zwierzynie na schronienie, bo dzięki złodziejstwu i marnotrawstwu zabraknie już funduszy na podłączenie do sieci kanalizacyjnej? Czy naprawdę chcemy stawiać kolejne pomniki socjalizmowi? Czy oczyszczalnie ścieków są nam w tej chwili aż tak nieodzowne? I czy powinni płacić za nie wszyscy podatnicy, czy może tylko truciciele? Państwowe inwestycje są zawsze groźne dla ludzi, bo z jednej strony wysysają z nich pieniądze, a z drugiej wypychają z rynku prywatną inicjatywę i przyczyniają się do wzmacniania totalitarnego reżymu.
Co do dopłat. Nie ma znaczenia czy są brukselskie czy warszawskie, bo i tak, i tak jest to wyrzucanie pieniędzy w błoto. W górnictwo od 1990 roku władowano już 10 mld $, w PKP niewiele mniej i właściwie nic to nie dało. Obie te branże wciąż generują olbrzymie straty, (także z winy polityków, którzy ustalali sztywne ceny, nakładali cła eksportowe na węgiel na początku lat 90-tych, wstrzymywali prywatyzację, wtedy gdy jeszcze można było uzyskać dobrą cenę, a teraz mówią o potrzebie restrukturyzacji). Oczywiście, gdyby Bruksela miała marnować ten szmal w Polsce, to niech to sobie robi. Ma, (jeszcze), co wyrzucać, problem w tym, że te pieniądze zostaną wyciągnięte z kieszeni Polaków, którym wcale nie zbywa. Bogaceniu się ludzi sprzyjają niskie podatki oraz wolność chroniona przez jasne i proste przepisy, a nie dotacje, koncesje, zezwolenia, ulgi i tym podobne bzdury, które ułatwiają bogacenie się, a i owszem, ale tylko krewnym i znajomym królika, który owe przywileje będzie rozdawał, a także samemu królikowi, dzięki łapówkom. W byłą NRD Niemcy od 1989 r. władowały ponad 900 mld euro i jakoś nie pomogło to zwalczyć tam 23% bezrobocia, ani nie rozbudziło gospodarki. My już mamy podatki na poziomie Niemiec, a jeśli wejdziemy do Unii, to w ramach standaryzacji i dostosowywania jeszcze wzrosną, co kompletnie dorżnie naszą gospodarkę, tak jak dorżnęło tę z NRD, a trzeba przy tym pamiętać, że nie dostaniemy nawet setnej części tego, co otrzymało byłe NRD, wręcz przeciwnie - jeszcze dopłacimy. Aby restrukturyzacja górnictwa, hutnictwa etc. była możliwa, potrzebny jest silny przywódca, który nie ugnie się przed bandytami ze związków zawodowych, tak jak nie ugięła się Żelazna Dama w Wielkiej Brytanii, oraz silna gospodarka, by zwalniani ludzie mieli gdzie odejść, a nie UE z jej biurokracją i podatkami. Oto niektóre podwyżki, które nas czekają po Anschlussie.
· w 2004 r.
- wzrasta z 7 do 22 proc. VAT na artykuły dziecięce (np. pieluchy, tornistry, wózki, smoczki);
- wzrasta z 12 do 22 proc. VAT na zabawki, sanki, łyżwy, narty;
- wzrasta z 7 do 22 proc. VAT na artykuły medyczne (np. strzykawki, opatrunki, okulary);
- wzrasta z 3 do 7 proc. VAT na produkty rolne - warzywa, owoce, zboża, mięsa, jaja;
- wzrasta z 3 do 7 proc. VAT na środki produkcji rolnej (np. pasze, maszyny rolnicze, nawozy);
- wzrasta z 7 do 22 proc. VAT (jeden z najwyższych w Europie) na materiały budowlane, gotowe domy i mieszkania;
· w 2008 r.
- wzrasta z 7 do 22 proc. VAT na usługi gastronomiczne (nie tylko w restauracjach ale także w zwykłych stołówkach zakładowych i szkolnych - ta ostatnia kategoria aktualnie zwolniona z podatku);
- pojawia się 22 proc. VAT na książki i czasopisma specjalistyczne (aktualnie 0 proc.);
- wzrasta z 7 do 22 proc. VAT na usługi w budownictwie;
- pojawia się 22 proc. VAT na usługi pogrzebowe (aktualnie zwolnione z VAT)
A to wcale nie jest koniec katalogu podwyżek VAT. W Unii Europejskiej szereg towarów i usług wciąż objętych jest stawką obniżoną podatku od wartości dodanej (np. dostawy wody, dostawy gazu ziemnego, artykuły spożywcze, napoje niealkoholowe, produkty farmaceutyczne, zwierzęta, sprzęt medyczny, transport pasażerski, bilety teatralne, ubrania). Jednak ich los już jest przesądzony. Z Brukseli dochodzą sygnały, iż unijni decydenci chcą stopniowo wycofywać się ze stawki obniżonej i coraz więcej towarów i usług obejmować stawką podstawową - a więc wyższą. Do tego dochodzą plany wprowadzenia coraz większej ilości zakazów odliczeń VAT przez przedsiębiorstwa. Bogatsze kraje Unii mogą pozwolić sobie na bezlitosne łupienie swoich obywateli, mają już maszyny i zaawansowane technologie dzięki którym wydajność pracy jest znacznie wyższa, a wysokie podatki nie aż tak dotkliwe bo nawet po ich zapłaceniu zostaje sporo na „życie” i inwestycje. Ale pamiętajcie Państwo - zanim gruby schudnie, to chudy zdechnie.
Wspólny rynek jest dobrą rzeczą, ale tylko pod warunkiem, że nie wiąże się ze spełnianiem kretyńskich standardów i podwyższaniem podatków, a w przypadku UE tak właśnie jest. Federaści jako przykład udanego rozszerzenia Unii podają Irlandię, powiadając że: „Najlepszym dowodem na to, że Unia jest korzystna dla gospodarki, jest to, że biedna Irlandia po wejściu do UE przegoniła Wielką Brytanię”. Phii...! Ten argument jest śmiechu wart, bo równie dobrze można powiedzieć, że przecież najlepszym dowodem na to, że Unia jest szkodliwa, jest to, że Wielka Brytania po wejściu do UE została przegoniona przez Irlandię! Gdyby istotnie Irlandia swój rozwój zawdzięczała Unii, to przecież inne kraje powinny rozwijać się w podobnym tempie, a tak nie jest! Irlandia osiągnęła sukces, bo udało jej się wynegocjować niższe niż w jakimkolwiek innym kraju Unii podatki, ale i to zapewne niedługo się skończy. Ostatnio Komisja Europejska skrytykowała Irlandię za to, że przyciąga zbyt dużo inwestycji zagranicznych, ma zbyt niskie podatki i zbyt konkurencyjną gospodarkę w stosunku do innych państw członkowskich!!! Już wymusili na niej podwyższenie podatku od zysku dla przedsiębiorstw z 10% do 12,5%, (a u nas hulaj fiskalizm - 27 % !!!). Irlandia rozwija się nie dzięki UE, ale pomimo UE. Gdyby mogła prowadzić niezależną politykę fiskalną, zapewne jeszcze bardziej obniżyłaby podatki i gdyby jej przedsiębiorstwa nie musiały jeszcze spełniać głupich, antyrynkowych standardów, to rozwijałaby się jeszcze szybciej. To chyba oczywiste? Ktoś zachwalał Unię mówiąc, że Irlandia osiągnęła 6% wzrostu PKB już 3 raz z kolei! He, he... Tajwan osiągnął 13 % wzrostu PKB już 13 raz z kolei!!! Czy dzięki UE? Państwa nie rozwijają się dlatego, że są duże. Inaczej Rosja czy Chiny już od dawna byłyby gospodarczymi mocarstwami. Nie rozwijają się też dlatego, że są małe. Rozwijają się dlatego, że panują w nich sprzyjające po temu warunki, czyli - mówiąc w skrócie - kapitalizm. Socjalizm zaś jest w stanie zniszczyć nawet tak zasobne w ropę naftową kraje, jak Irak czy Wenezuela, doprowadzając ludzi do nędzy. Jest to cecha charakterystyczna każdego ustroju niewolniczego.
Tzw. „standardy europejskie” służą przede wszystkim biurokratom, którzy pobierając bardzo wysokie pensje, muszą coś robić, by sprawiać chociaż wrażenie, że są do czegoś potrzebni - wymyślają więc tysiące różnych głupot. A to któremuś strzeli do łba, że jabłka powinny mieć średnicę co najmniej 55 mm; albo że wódka nie może być sprzedawane w butelkach o pojemności 75 centylitrów, (bo tak mogą być butelkowane tylko wina); albo że świnie powinny mieć w chlewie zabawki! Inne zaś regulacje służą określonym grupom zawodowym, narodowościowym czy firmom. Zupełnie jak za feudalizmu i królewskich przywilejów rozdawanych tym czy owym: wy możecie uprawiać ziemię a wy już nie; ci mogą prowadzić handel a tamci nie mogą; w tym mieście wolno piec pierniki a w mieście obok już nie. I tak: to w Unii tylko Hiszpanie i Portugalczycy mogą używać nazw porto i sherry: to w Unii marchewka jest owocem (!), inaczej Portugalczycy nie mogliby sprzedawać dżemu marchewkowego, (by było jeszcze bardziej „postępowo” proponuję uznać, że marchewka to zwierzątko!); zaś słynna już, mityczna krzywizna bananów, która klasyfikuje je pod względem wielkości i jakości, została wprowadzona tylko po to, by zamknąć drogę na unijne rynki bananom z Ameryki Południowej i Środkowej, które mają dziwne kłopoty ze spełnieniem norm, i przez to są obłożone bajońskimi cłami, w przeciwieństwie do tych pochodzących z byłych unijnych kolonii w Afryce i z jej zamorskich terenów. (Taaaak, a poza tym w Unii jest kapitalizm i wolny handel...). Jeszcze kilkanaście lat temu wybuch śmiechu skomentowałby wieść, że władza w Moskwie debatowała nad zakazem produkcji przez polskie zakłady małych ogórków kiszonych (Bruksela łaskawie zezwoliła na ich kiszenie... w naszych domach). Operacja taka byłaby przecież dalekim echem chińskiego programu „wszyscy chodzimy w takich samych mundurkach”. Dziś zaś jest przyjmowana zupełnie poważnie i z pełnym zrozumieniem. Czy ludzie mają już kompletnie wyprane mózgi i całkiem zatracili pragnienie wolności i zdolność myślenia, a głowy używają tylko do potakiwania? Jeśli chcę zjeść jabłko, które ma mniej niż 55 mm średnicy, jeśli chcę kupić słoik małych, kiszonych ogórków czy nawet pić wódkę z butelki, która ma 75 centylitrów pojemności - to mam do tego pełne prawo i nikomu nic do tego. Czerwoni już dawno wymyślili prawo do jazdy samochodem, przymusowe ubezpieczenia i przymus zapinania pasów. Niedawno zaś w UE przez ponad rok debatowano nad dyrektywą dotyczącą korzystania z drabiny. Od 2001 r. wiemy, że najpierw trzeba osobę z niej korzystającą przeszkolić, sama drabina zaś ma być ustawiona stabilnie, aby jej szczeble znajdowały się w pozycji poziomej. Jeszcze trochę, aż ktoś z tego domu czerwonych wariatów wpadnie na pomysł „prawa do chodzenia” czy „prawa do oddychania”. Wszak nawet spacerując po równej powierzchni można się potknąć lub poślizgnąć i nabić sobie guza, albo wręcz - o zgrozo! - złamać kończynę, a nieuważnie oddychając zassać muchę i się zadławić! W UE żądzą niebezpieczni zboczeńcy, którzy chcą kontrolować każdy aspekt ludzkiego życia, i do wszystkiego się wtrącać. A wszystko to, bo nas kochają (oczywiście inaczej - jak to zboczeńcy) i chcą nam zrobić dobrze. Dorobek prawny, (w tym wypadku raczej lewny), UE to prawie 90 tys. stron dokumentów, a jak powiedział kiedyś Cyceron: „Im więcej praw - tym mniej sprawiedliwości”. Od siebie dodam, że im więcej Lew - tym więcej niesprawiedliwości. Tzw. „standardy europejskie” to nie tylko zamach na wolność ludzi, ale także kula u nogi dla całej gospodarki obniżająca jej efektywność. Wymyślono np. że mleko nie może zawierać tylu bakterii, ile zwykle zawiera. By mogło być więc dopuszczone do sprzedaży, trzeba je będzie drobiazgowo badać (koszt!), a by w ogóle spełniło te normy, w oborze i mleczarni będą musiały pewnie panować niemal sterylne warunki (znowu koszt!). Gdyby ludzie rzeczywiście chcieli pić takie super czyste mleko, to już od dawna tylko takie byłoby sprzedawane, bo tylko takie by „schodziło”, a tak nie jest. No, ale wtedy EUrokraci postawiliby zapewne wymóg, że mleko ma być koniecznie ptasie i najlepiej koloru różowego w niebieskie kropki - bo to zdrowiej, ładniej, a w ogóle to oni wiedzą lepiej. W wyniku ich bzdurnych regulacji, wchodzenia z buciorami pomiędzy klienta a producenta, mleko zdrożeje, a co za tym idzie mniej biednych ludzi je kupi (bo nie będzie ich na nie stać), rolnik mniej zarobi a więc także mniej wyda i da zarobić innym, w wyniku czego znowu wzrośnie bezrobocie, a rolnicy zapewne wyjdą na ulicę żądając większych dopłat do mleka, rząd się oczywiście ugnie i beztrosko oświadczy, że to zrobi, bo jest wrażliwy na „problemy społeczne” producentów mleka i ogólnie problemy wszystkich producentów, nie to co ta przebrzydła opozycja, (która oczywiście zrobiłaby to samo, bo składa się z takich samych komuchów, tyle że występujących pod innymi sztandarami), a aby te dopłaty były możliwe znowu podwyższy podatki tłumacząc, że to dla naszego dobra, od czego coś tam znowu zdrożeje, a jacyś tam ludzie znowu zbiednieją i potracą pracę, potem znowu ktoś wyjdzie na ulicę czegoś tam żądając i ...tak będą pleść ten absurd z absurdem, aż splotą szubieniczny sznur na którym zawisną wszyscy bez wyjątku. Oprócz ubocznych efektów w postaci wyższych cen i wszystkiego, co się z nimi wiąże, „europejskie normy” przynoszą zazwyczaj efekty odwrotne od zamierzonych, o czym zresztą mogliśmy się całkiem niedawno przekonać na przykładzie epidemii BSE, tak jakby uniokraci nie wiedzieli, że krowy są trawożerne i karmienie ich padliną nie może dobrze się skończyć. Za dziesięć lat w wyniku picia nazbyt sterylnego mleka liczba alergików pewnie drastycznie wzrośnie, a urzędasy zabiorą się za naprawianie zaistniałych szkód i stworzą całą masę kolejnych problemów.

Argumentu o walce z biurokracją w ogóle nie rozumiem. Odkąd pamiętam władza ustawodawcza i wykonawcza nieustannie walczą z biurokracją i jednocześnie ta biurokracja nieustannie się rozrasta. Obecnie, w rzekomo zdecentralizowanej i kapitalistycznej Polsce, jest 540 tys. urzędników, czyli prawie 4-krotnie więcej niż było ich w 1988 r. w rządzonym centralistycznie PRL-u. Rozsądek zaś podpowiada, że nawet gdyby niczego nie decentralizowano, to i tak powinno być ich ze 100 razy mniej, choćby ze względu na komputery, które niesamowicie podnoszą wydajność papierkowej roboty. Tak więc gdy któryś z „trzymających władzę” i większości pozostałych polityków mówi o walce z biurokracją, (a także bezrobociem, korupcją, przestępczością itd.), może oznaczać to tylko jedno ­- powiększanie biurokracji, (również bezrobocia, korupcji, przestępczości itd.), z czym zresztą politycy specjalnie się nie kryją. Komisarz do spraw rozszerzenia UE, Günter Verheugen, (to ten co wygląda na kosmitę), już zapowiedział, że aby spełnić wszystkie unijne standardy, Polska będzie musiała zatrudnić jeszcze minimum 100 tys. urzędników, a pani Danuta Hübner - szefowa Urzędu KIE - zapowiada, że potrzeba dodatkowo 18500 urzędników w celu walki z korupcją. Co, nawiasem pisząc, jest kompletnym nonsensem, no bo kto będzie walczył z korupcją tych urzędników, którzy zostali przeznaczeni do walki z korupcją? Kolejni urzędnicy do walki z korupcją urzędników już walczących z korupcją? Jeśli ktoś chce się uwolnić od pasożytów, to nie dokłada sobie nowych, tylko pozbywa się starych! To oczywiste. Po wejściu Polski do UE biurokracja wcale się nie zmniejszy, tylko jeszcze zwiększy, i to znacznie. W Niemczech, w przeliczeniu na mieszkańca, jest 3 razy więcej urzędników niż u nas. Tak więc widać wyraźnie, że w tej przynajmniej dziedzinie, wciąż daleko nam do osławionych „standardów europejskich” i mamy jeszcze sporo do nadrobienia. Ktoś może żywić złudną nadzieję, że może przynajmniej jakość i szybkość biurokratycznej „pracy” się poprawi. Jasne, jakby było ich ze 3 razy tyle, to może działaliby z 1,5 raza sprawniej. Może. Ja bym się jednak z tego wcale nie ucieszył. Większość ich nibypracy polega na utrudnianiu życia ludziom pracującym naprawdę. Cóż więc jest dobrego w tym, że niewielka ilość pożytecznych rzeczy przez nich wykonywanych by się zwiększyła, skoro jednocześnie znacznie bardziej wzrósłby stopień brużdżenia?

Argument, że dzięki Unii zwalczymy korupcję i wyjdziemy z socjalizmu jest tak absurdalny, że aż się nie chce z nim polemizować. Jak wchodząc do UE możemy wyjść z socjalizmu skoro cała Unia jest na wskroś socjalistyczna? To tak, jakby ktoś chciał wyleczyć ospę za pomocą cholery. Nonsens. Całe nasze prawo jest już w 100 % dostosowane do prawa unijnego - no i co, czy socjalizm w Polsce zmniejszył się choć na jotę? Ba, według regulaminu naszego Sejmu, żadna ustawa nie może być rozpatrywana jeśli Bruksela nie wyda certyfikatu, że jej projekt jest zgodny z prawem Unii, (co eurotumanom nie przeszkadza twierdzić, że Polska nie straci suwerenności, mimo iż już ją właściwie straciła), i czy to w jakikolwiek sposób powstrzymało postępy „postępu”? Czy uchroniło nas przed groźbą winiet, lekami za złotówkę, „belkowym”, „darmowym” mlekiem w szkołach, katastralnym, biopaliwami (gdy prywaciarz dolewa jakiegoś świństwa do benzyny to jest to przestępstwo, a gdy to samo robi państwo, to jest to dobroczynność), zakazem posiadania aptek przez niefarmaceutów, kasami fiskalnymi dla taksówkarzy, podwyżkami podatków, Państwową Inspekcją Drogową, wielomiliardowymi dotacjami do PKP i całą masą innych etatystycznych bredni, których nie ma nawet sensu wymieniać i szkoda na nie miejsca? Efekt dostosowywania polskiego prawa do unijnego jest taki, że na skamienieliny socjalizmu Peerelowskiego i wymysły naszych rodzimych włodarzy nałożył się socjalizm EUropejski i wymysły EUropejskich politykierów i urzędasów, a w rezultacie socjalizmu przybywa, bezrobocie rośnie a tempo wzrostu gospodarczego spada. Oczywiście, nawet gdybyśmy nie dostosowywali się do UE, to nie byłoby żadnej gwarancji, że „nasi” i tak nie wpadną na pomysły, które przywlekli stamtąd jak zarazę, ale byłaby przynajmniej taka nadzieja. W 1995 wzrost PKB wynosił - 6,8 %,: w 1996 - 6 %; a w 1997 - 6,8 %. Rok 1997 był również rokiem, w którym masowo zaczęto przyjmować unijne ustawy, i na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w 1998 wzrost PKB spadł do 4,8 %; w 1999 do 4,1 %; w 2000 wyniósł 4,0 %; w 2001 - 1,1 %; w 2002 - 1,3 % a obecnie oscyluje wokół 1 % i będzie dalej spadać, (tak jak się to dzieje w UE już od wielu lat). Czyli im więcej antyrynkowych ustaw z UE, tym niższy wzrost gospodarczy. Podobnie jest z inwestycjami zagranicznymi, które po akcesji według euroentuzjastów mają nas zalać, rzeczywistość pokazuje zaś coś zupełnie innego. W 2000 mieliśmy inwestycje za 11 mld $, w 2001 r. za 7 mld $, w 2002 już tylko za 4 mld $ - czyli im bliżej Anschlussu tym mniej, a nie więcej, inwestycji. I nic w tym dziwnego. Inwestorzy z UE uciekają, a nie przybywają, bo inwestowanie w tego gospodarczego trupa to czysta głupota. W Szwecji, gdy koncern Volvo planował przeniesienie fabryk tam, gdzie fiskus nie jest aż tak łapczywy na owoce ludzkiej pracy, rząd w panice zaczął ich dotować, byleby tylko nie zamykali fabryk i nie zwalniali ludzi, którzy swoje niezadowolenie wyraziliby pewnie w następnych wyborach. Czyli dawał im to, co wcześniej wziął po to, by im to dać, a następnie znowu zabrać. Paranoja!!! Za to idea obniżenia podatków pewnie nawet na sekundę nie zaprzątnęła ich myśli, (o ile socjaliści w ogóle myślą). Dlatego inwestorzy idą do Rosji, Kazachstanu, Korei Południowej, Singapuru, Chin Narodowych, Chin Ludowych, Hong-Kongu, USA i Chile a nie do Unii Europejskiej, Białorusi, Zimbabwe, Argentyny, Korei Północnej i Polski odkąd wprowadziła unijne podatki i prawo. W UE z całą pewnością nie wyjdziemy z socjalizmu, i z całą pewnością nie zwalczymy korupcji. W 18 numerze „Wprost” piszą o dokonaniach przewodniczącego Komisji Europejskiej:
„Prodi i jego żona byli właścicielami malutkiej spółki ASE, na której konto zostały przelane dwa miliony dolarów solidarnie przez międzynarodowy koncern Unilever i spółkę konsultingową Goldman Sachs. Tak się składa, że Prodi, będąc prezesem IRI [państwowego koncernu], sprzedał lwią część holdingu Cirio - Bertolli - De Rica Unileverowi, a doradzał przy tej operacji Goldman Sachs. Jednocześnie zasiadał w radach nadzorczych Unileveru i Goldmana Sachsa, czyli w tej transakcji był jednocześnie i sprzedającym, i kupującym. Kto na tym zyskał? Unilever, bo nabył dobrze prosperujący holding za cenę pięciokrotnie niższą od jego wartości, a na dodatek na kupno za zgodą Prodiego pożyczył pieniądze od... IRI, czyli sprzedającego! Czy Prodi trafił za tamtą sprawę do więzienia? Nie, awansował na "strażnika europejskości"! Prokurator, która prowadziła śledztwo w tej sprawie, była wielokrotnie zastraszana, a gdy to nie poskutkowało, z dnia na dzień została przeniesiona na najgłębszą sardyńską prowincję. Zresztą wszystkie śledztwa w sprawie Prodiego zakończyły się umorzeniem, również to, które prowadził słynny "jakobin od czystych rąk" Antoni Di Pietro. 3 lipca 1992 r. sędzia podczas przesłuchania krzyczał na Prodiego i potrząsał mu przed oczyma kajdankami. Zapłakany Prodi poleciał po pomoc do ministra sprawiedliwości, a ten zadzwonił do prokomunistycznego chadeka, prezydenta Scalfaro, i... całej sprawie ukręcono łeb, a postkomuniści znaleźli w osobie Prodiego pierwszego w historii chadeka, który chciałby wejść z nimi w koalicję rządową. Utknęło także śledztwo w sprawie postępowania Prodiego przy realizacji największego w historii Włoch kontraktu na budowę superszybkiej kolei. Wartość: prawie 100 mld euro. Autorzy książki "Superszybka korupcja" (m.in. słynny sędzia Ferdynand Imposimato) twierdzą, że 90 proc. tej sumy Prodi, nadzorujący z ramienia państwa budowę, rozdzielił między partie, ale dopiero po opłaceniu mafii, kamorry i innych organizacji przestępczych, których firmy w przetargach jaskrawie niezgodnych z normami unijnymi (!) otrzymały zamówienia na wykonanie robót...”
...no to pytam: Kto zwalczy w Polsce korupcję? Romano Prodi? Bez żartów proszę. I na czym to „zwalczanie” miałoby niby polegać? Prodi przyjedzie do Warszawy, zaśpiewa, zatańczy, wywinie wesołego oberka, a oczarowani tym urzędnicy i politycy padną przed nim na kolana i wrzasną w zachwycie jednym głosem: „O Romeo! Jesteś taki cudny, piękny i wspaniały, że dla ciebie od dziś, od zaraz staniemy się uczciwi, mądrzy i szlachetni!!!”. Tere fere kuku. Można sobie robić egzaminy na stanowiska, super jawne przetargi, NIK-i, inspekcje, kontrole, kontrole inspekcji a nawet inspekcje kontroli inspekcji a i tak nic się nie zmieni. Co najwyżej większej ilości ludzi trzeba będzie dać w łapę. We Włoszech wymieniono 80 % klasy politycznej i wyższo-urzędniczej, za kratkami wylądowało 16000 „mataczycieli” i zupełnie nic to nie dało. Korupcja tylko na chwilę przycupnęła ze strachu cichutko w kąciku, by po chwili rozkwitnąć na nowo pełnią sił. Obecnie nawet Berlusconiemu, premierowi Włoch, grozi więzienie. Dlaczego tak się stało? Dlatego, że zapomniano o najważniejszym, zmianie systemu korupcjogennego na niekorupcjogenny, czyli, pisząc bardziej kolokwialnie - po prostu nie zlikwidowano koryta. Naturą człowieka jest dążenie do maksymalizacji korzyści, do zysku. Jeśli osiągnięcie zysku będzie wymagało polowania na mamuty i rozłupywania maczugą czaszek neandertalczyków, to ludzie będą polować na mamuty i rozłupywać te czaszki. Jeśli będzie wymagało marznięcia na Alasce przy -20° mrozie w jakiejś kopalni złota, to będą tam marznąć. Jeśli zaś będzie wymagało dawania/brania łapówek zamiast wyprodukowania tańszego, trwalszego i ładniejszego produktu, bądź dostarczenia lepszej i tańszej usługi niż zrobi to konkurencja, to będą brać/dawać te łapówki. I nie ma co się boczyć na tę cechę ludzkiego charakteru, bo to dzięki niej wynaleziono papier, komputer i pismo dzięki czemu możecie Państwo czytać te słowa i zażywać wielu innych przyjemności. Aby jednak tak się działo, musi istnieć system, który wyzwala pozytywne, a nie negatywne owoce tej cechy. Walka z korupcją a’la Polska czy UE na zasadzie: „Socjalizm tak - wypaczenia nie”, nigdy nie przyniesie pożądanych rezultatów, gdyż owe wypaczenia, (w tym korupcja), są naturalną, nierozłączną cechą socjalizmu. Paradoksem jest to, że to właśnie dzięki korupcji i szarej strefie ten socjalizm jakoś dycha, a nie pada co najwyżej po roku pod ciężarem własnego absurdu. Czy Miller, (a może raczej Müller), i cała reszta tych skorumpowanych bandziorów spod znaku Janosika byłaby za przyłączeniem Polski do UE, gdyby to miało zlikwidować korupcję? Czy byłaby za, gdyby panował tam kapitalizm? Oczywiście, że nie i oni doskonale wiedzą co robią, chcąc wejść do Unii. Będąc na europosadach będą brać eurołapówki w eurogotówce. Wbrew temu, co twierdzi taka pseudoprawica jak PO, w UE nie ma kapitalizmu, bo w kapitalizmie nie mają nic do gadania związki zawodowe (ani związki pracodawców! ), nie ma „opieki socjalnej”, zasiłków dla bezrobotnych, przymusu ubezpieczeń, obowiązkowych pasów bezpieczeństwa, „bezpłatnego" szkolnictwa i lecznictwa, wysokich podatków, ingerencji państwa w gospodarkę, kontroli przez państwo cen nośników energii, ochrony lokatorów, ceł i tym podobnych nonsensów. A to wszystko mamy w UE. W Polsce zresztą też. Obecnie nie ma na świecie żadnego 100 % kapitalistycznego państwa, (choć parę 100 % socjalistycznych by się znalazło), większość to mieszaniny obu tych systemów. Ponieważ jednak USA jest w ¾ kapitalistyczne, a UE w ¾ socjalistyczna, dlatego Stany Zjednoczone AP się jeszcze rozwijają a ludzie tam bogacą, zaś UE się zwija a ludzie przejadają to, co wypracowali ich rodzice przez pierwsze trzy dekady po wojnie, i to, co wydaje im się, że wypracują ich dzieci. UE nie byłaby sobą, gdyby nie było w niej biurokracji i korupcji. I nie ma się co łudzić, że kiedykolwiek przestanie być sobą. W związku z kryzysem gospodarczym panującym w Niemczech, Gerhard Schröder ogłosił w expose swój program reform mający wyprowadzić Niemcy z kryzysu, według samego Schrödera bardzo dobry i odważny. Rainer Brüderle, wiceszef FDP, wyraził się o nim krótko a dosadnie: „To nie krew, pot i łzy, na które Niemcy zasłużyli, lecz złość, g***o i ziewanie“. Większość ekonomistów w pełni się z nim zgodziła. W całej UE, (może poza Irlandią), panuje „społeczna gospodarka rynkowa” zwana inaczej „trzecią drogą” i mająca tyleż sensu, co np. „wysoce moralny burdel”. Jest to „Trzecia droga do trzeciego świata” - jak to ładnie niegdyś ujęła Margaret Thatcher. Co sądzić o „prorozwojowej”, „kapitalistycznej” i „wolnorynkowej” Unii Europejskiej, czarno na białym pokazuje poniższa tabela:


Zestawienie PKB
Kraj PKB w 1994 r. (w mld USD) PKB w 2002 r. (w mld USD) wzrost w %
UE 7447,5 8132,7 +9,2%
USA 6259,9 9780,8 +56,2%
NAFTA 7206,9 11012,6 +52,8%
Polska 92,5 163,6 +76,9%
Chiny 630,2 1131,2 +79,5%
Indie 278,7 477,4 +71,3 %
Irlandia 52,1 87,7 +68,3%
Niemcy 2075,5 1939,6 -6,5%
Francja 1355,0 1380,7 +1,9%
Wielka Brytania 1017,3 1476,8 +45,2%

Polska rozwijała się bez bratniej pomocy UE w tempie ponad 8 razy szybszym od tempa UE. Ba, rozwijaliśmy się szybciej niż europejski tygrys i wzór do naśladowania - Irlandia. Niestety, odkąd zaczęliśmy przyjmować unijne normy, przepisy, podatki, a w konstytucji przyjęliśmy potworka pod nazwą „społeczna gospodarka rynkowa” - mamy to co mamy - wzrost spadł do zera, by po heroicznym zrywie przyśpieszyć w pewnym momencie do dwóch procent.
Dwie największe potęgi UE - Niemcy i Francja zaprezentowały godny własnej polityki wzrost - tzn. Niemcy się cofnęły, a Francja odnotowała go w granicach błędu statystycznego.
EUrofanatycy nie mając żadnych sensownych politycznych ani ekonomicznych argumentów, muszą się podpierać autorytetem Kościoła, i stwierdzają że:

Biskupi i Papież popierają wejście Polski do UE.

Na taki „argument” można by odpowiedzieć jednym, krótkim pytaniem: No i co z tego? Ja tak jednak nie uczynię. Niektórzy biskupi, owszem, popierają, ale nie wszyscy, bo nie ogłosili jakiejś zbiorczej zachęty do głosowania na tak, a jedynie do głosowania. Jeśli zaś chodzi o Papieża, niedawno okazało się, że jest to niestety prawda. Przebąkiwał coś wprawdzie o „równych prawach”, (o czym w mediach trudno było usłyszeć), a one, choćby ze względu na 4-krotnie mniejsze dopłaty dla rolników nie są równe, więc na upartego można by to było odczytywać jako ostrzeżenie przed Unią. Nawet jeśli tak było, to uważam, że nie powinien wypowiadać się w tak dwuznaczny sposób ryzykując, że będzie zrozumiany opacznie, jeśli zaś popiera Anschluss, to chciałbym przypomnieć, że papież Pius XII nie zachęcał Polaków do głosowania na tak w referendum „3 x Tak” z 1946 r. i obecny powinien wziąć z niego przykład, a nie popierać komuchów. Skoro papież uważa, że Polska powinna wejść do Unii, to chyba uważa tak dlatego, że życzy Polakom jak najlepiej, zaś w Unii, według niego, jest super. (Boję się myśleć, że papież mógłby życzyć Polakom źle). Nie rozumiem tylko jednego. Skoro w UE jest tak super, cool, ekstra i w ogóle pełen wypas, to dlaczego, do jasnej cholery, Watykan nie jest członkiem UE?! No dlaczego? DLACZEGO?!!! Ktoś tu chyba jest hipokrytą albo rżnie... nie napiszę co. Wszystkich katolików i przeciwników UE zarazem, pragnę uspokoić. Papież jest nieomylny (podobno) w sprawach wiary, a nie polityki czy ekonomii, tak więc słowa papieża w tej sprawie znaczą tyle, co słowa Karola Wojtyły, Jasia Fasoli albo moje. Prawda jest niezależna od jakichkolwiek autorytetów. Nawet gdyby Najmądrzejszy Człowiek Na Świecie powiedział głupotę, to ta głupota nie przestanie być przez to ani trochę mniej głupia. Poparcie papieża dla akcesji nie ma żadnego znaczenia. No chyba, że doczekamy się jeszcze nowego dogmatu katolickiego - wiary w Wieczną Unię Europejską. Kto wie, czy to nie nastąpi. A jeśli tak (tfu, tfu!) to już tylko krok do kanonizacji Judasza Iskarioty. W końcu bez niego nie nastąpiłoby ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa i nie moglibyśmy zostać zbawieni. Czyż nie?
Kościół ostro walczy o wpisanie do preambuły przyszłej unijnej konstytucji wzmianki o Bogu, czym uniokraci specjalnie się nie przejmują i takiej wzmianki prawdopodobnie nie będzie, ale nie ma to właściwie żadnego znaczenia, bo preambuła nie ma żadnej mocy prawnej. Dziwi za to zachowanie Kościoła, który nie zwraca wcale uwagi na treść praw tam zapisanych i wygląda na to, że gdyby nawet zapisano w konstytucji, że cudzołóstwo jest społecznie pożądane, pożyteczne a nawet obowiązkowe, zaś w preambule wspomniano o Bogu, to Kościół by to poparł. Śmieszne. Za to śmieszne nie jest to, że Polacy 7 i 8 czerwca będą głosować za nie-wiadomo-czym. UE to obecnie federacja państw, nie ma nawet osobowości prawnej (traktat akcesyjny podpisany został nie z Unią tylko z „Piętnastką”). Wiadomo natomiast, że gdy nowa unia powstanie 1 maja, (chyba nie przypadkowo właśnie wtedy), i gdy Polska stanie się jej członkiem, będzie już czymś innym niż jest teraz, i wiadomo też, że prawie na pewno będzie to socjalistyczne państwo federacyjne. Głosowanie w referendum na tak przypomina więc kupno kota w worku, na którym jest napisane, że kot jest najprawdopodobniej ślepy, kulawy, ma wszy, BSE, SARS no i jest wściekły. Czy kupilibyście Państwo takiego kota? Z pewnością nie. A SLD, UP, PSL, UW, PIS, PO usiłuje go Wam wcisnąć.

Odnoszę wrażenie, że Unia Europejska to kolejny wielki europejski eksperyment socjalistów, którzy czerpią pełnymi garściami z dorobku jej wielkich poprzedniczek, czyli ZSRR i III Rzeszy. Pod względem politycznym podobna do tego pierwszego, a pod względem gospodarczym do drugiego. Czerwoni marzą o stworzeniu Nowego Wspaniałego Świata, swej socjalistycznej utopii, i wciąż nie ustają w wysiłkach. No cóż, wielkie idee ponoć nigdy nie umierają, szkoda tylko, że masowo umierają ludzie na placu ich budowy. Na razie próbują stworzyć Nową Wspaniałą Postępową Europę, w której żyłby Nowy Wspaniały Postępowy Europejski Człowiek. Gdyby wygrał socjalizm hitlerowski czy stalinowski, mielibyśmy ziszczenie wizji opisanej w „Roku 1984” Georga Orwella, ponieważ wygrywa zachodnioeuropejski „socjalizm z ludzką twarzą”, mamy spełnienie wizji Aldousa Huxleya z „Nowego Wspaniałego Świata”. Zapewniam jednak, nie jest to wizja ani odrobinkę mniej zła.

Gdy Polska wstąpi do UE, pozornie nic się nie zmieni. Nadal będziemy podążali mniej więcej w tym samym tempie ku przepaści nędzy i rozpaczy (choć niektórzy twierdzą, że już obecnie stoimy nad ową przepaścią, a wstępując do UE uczynimy wielki krok naprzód), ale jednocześnie stanie się coś groźnego - całkowicie zamkniemy sobie drogę do odwrotu. Wyjście stamtąd będzie praktycznie niemożliwe, (Austriacy próbowali i się nie udało), a jej zreformowanie tym bardziej. Lech Wałęsa powiedział, że wejdziemy do UE na wieczność. Aż tak źle chyba nie będzie. UE wcześniej czy później się rozpadnie, ale to może potrwać. Sowiety zdechły dopiero po 70-tce (choć ja i tak obstawiam, że UE nie przetrwa następnych 10 lat). Wchodzenie tam choćby na jeden dzień to strata czasu. Łatwiej jest zawrócić z kursu na górę lodową małą łódź niźli Titanica, a wstępowanie tam to jak wchodzenie na pokład Titanica, gdy już zaczął nabierać wody. Co prawda, nasza skromna szalupa też już przecieka, ale istnieje jeszcze nikła nadzieja, że uda się ją uratować a nawet jak zatonie, to powstały od tego wir będzie na tyle słaby, że raczej nie wciągnie pasażerów, zaś wir po Titanicu jak najbardziej.

Uniokraci chcą, by Unia Europejska była czymś na kształt Stanów Zjednoczonych Europy, by stanowiła dla USA przeciwwagę i w przeciwieństwie do nich opierała się na socjalizmie a nie kapitalizmie. To im się oczywiście nigdy nie uda, bo ten nowotwór dręczący Europę już jest właściwie bankrutem. Wyraźnie pokazują to ostatnie wydarzenia w Austrii, Francji i Niemczech. Nagle ze zdziwieniem odkryli, że nie mają już co marnować, i jak tak dalej pójdzie to zabraknie kasy na emerytury. Zabrali się za „reformy”, ale oczywiście po komuszemu, czyli poprzez zmniejszanie stawek i przesuwanie w górę wieku emerytalnego, o żadnej prywatyzacji i znoszeniu przymusu płacenia składek nie ma nawet mowy. Co najwyżej przedłużą agonię, a za kilka lat emeryci dowiedzą się, że znowu trzeba będzie zmniejszyć emerytury i przesunąć wiek emerytalny, i pewnie prędzej doczekają się eutanazji niż pieniędzy. No cóż, sami w końcu kochali socjalizm wyrażając swoją miłość w wyborach, powinni więc, jak prawdziwi kochankowie, z radością poświęcić dla swej lubej życie, gdy to konieczne. Cały ten system opierał się na założeniu, że za pieniądze ze składek będzie radośnie budowane „państwo dobrobytu”, a na emerytury będą łożyć przyszłe pokolenia. Problem w tym, że owe przyszłe pokolenia jakoś nie bardzo chciały przyjść na świat, no bo po co rodzić dzieci, skoro ma się zagwarantowaną przez państwo emeryturę, a zresztą podatki i składki na przymusowe ubezpieczenia są tak duże, że w ogóle nie opłaca się mieć dzieci? Dlatego, między innymi, Niemcy tak prą do rozszerzania Unii, bo mają nadzieję, że frajerzy z Polski zarobią na ich jesień życia. Co prawda Turcy do Niemiec i Algierczycy do Francji z chęcią przyjeżdżają, i to nawet bez zaproszenia, ale FrankoGermanie obawiają się, że w przyszłości mogliby niewiernym popodrzynać gardła, i dlatego wolą spokojniejszych, bliższych kulturowo Polaków, niż nieobliczalnych muzułmanów. Tylko, że jak wyjedzie z Polski za granicę kilkaset tysięcy młodych i dobrze wykształconych ludzi, (kolejny „argument” eurotumanów do głosowania na tak, będący jednocześnie przyznaniem się do kłamstwa, że w Polsce zwiększy się podaż pracy po anszlusie), polski ZUS zbankrutuje w ciągu kilku, kilkunastu miesięcy. Eurosocjaliści swego wymarzonego imperium nigdy nie zbudują, ale mogą sporo namieszać. Gdy tworzyli UE, przewodniczący KE Jakub Delors zapowiadał, że celem jest wypowiedzenie wojny Stanom Zjednoczonym. Miał co prawda na myśli wojnę ekonomiczną, ale jak wiemy, wojny ekonomiczne mają niebezpieczną tendencję do przekształcania się w wojny całkiem bezprzymiotnikowe. Czy macie Państwo jakiekolwiek wątpliwości, kto by ową potyczkę przegrał? Ja nie mam żadnych i uważam, że nie warto wchodzić do obozu przegranych.


By korzystać z wszystkich pozornych zalet UE, (pozornych, bo tylko częściowo z nią związanych), czyli wspólnego rynku i podróży bez paszportu, nie trzeba wcale tam wchodzić. Wystarczy wejść do Europejskiego Obszaru Gospodarczego („15” + Islandia i Norwegia) i układu z Schengen („15” - Wielka Brytania i Irlandia + Norwegia i Islandia). Nasi władcy nie złożyli jeszcze nawet podania o przyjęcie do Schengen, a opowiadają bujdy, jak to po wejściu do UE będzie można podróżować po niej bez paszportu, (ale bez dowodu osobistego już nie).
Bohater „Małej apokalipsy”, w proteście przeciwko planom wchłonięcia Polski przez ZSRR dokonał samospalenia. My na szczęście nie musimy stosować aż tak drastycznych metod, by uchronić się przed wchłonięciem przez Związek Socjalistycznych Republik Europejskich. Wystarczy wziąć udział w referendum i zagłosować na NIE. Socjaliści od zawsze chcą naszego dobra, ale przyznacie chyba Państwo, że niewiele nam go już zostało, i nie warto znowu dać się złupić.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Cyberius
Gość






PostWysłany: Pon 12:52, 29 Gru 2008    Temat postu:

a jakie jest wyjście?
tworzenie niezależnych mediów

i wspieranie tych które są
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
matfiz
Gość






PostWysłany: Pon 16:47, 29 Gru 2008    Temat postu:

tylko jak je stworzyć Sad teraz Rosja ma własne problemy, więc atak na Polskę by raczej był mało prawdopodobny. Gdyby sie udało wyjść z tego bagna to byłby czas aby wyjść na prostą.
Powrót do góry
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Cyberius
Gość






PostWysłany: Śro 19:52, 07 Sty 2009    Temat postu:

matfiz napisał:
tylko jak je stworzyć Sad teraz Rosja ma własne problemy, więc atak na Polskę by raczej był mało prawdopodobny.


przyznam że nie rozumię,
ale serdecznie pozdrawiam
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Sympatyków Janusza Korwin-Mikkego Strona Główna -> JKM Media, wydarzenia Wszystkie czasy w strefie GMT - 3.5 Godziny
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin