Forum Forum Sympatyków Janusza Korwin-Mikkego Strona Główna Forum Sympatyków Janusza Korwin-Mikkego
i innych zwolenników WOLNOŚCI
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Korwin-Mikke w Gazecie Finansowej: "Podatki jako [..]&a

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Sympatyków Janusza Korwin-Mikkego Strona Główna -> Ideologia, religia, światopogląd
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
mikkeforapl
Administrator



Dołączył: 02 Paź 2005
Posty: 1537
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 72 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: kilka osób pod jednym nickiem

PostWysłany: Pią 20:17, 19 Sty 2007    Temat postu: Korwin-Mikke w Gazecie Finansowej: "Podatki jako [..]&a

(http://www.bankier.pl/wiadomosc/Podatki-jako-narzedzie-manipulacji-spoleczenstwem-1150928.html)

Podatki jako narzędzie manipulacji społeczeństwem

Niewiele osób w Polsce i niewiele na świecie wie, jak działają podatki. Między rokiem 1918 a 1930 (w Rosji koniec NEP, w USA New Deal Roosevelta) nad całym światem zapadła noc etatyzmu - czy, jak pisał w 1935 r. Ferdynand Zweig - nastąpiła „Zima Ludów”. Podatki zaczęły służyć nie jako środek do znalezienia pieniędzy na utrzymanie króla, wojska i policji, lecz jako narzędzie manipulacji społeczeństwem.

W efekcie ostatnia książka nt. podatków ukazała się w Polsce w 1924 r. I słusznie - nie ma sensu badać życia jeleni, gdy wszystkie jelenie zapędzone są do zagrody, wykonują komendy na gwizdek i jedzą to, co da im się do żłobu. Nie ma nawet na kim prowadzić obserwacji. Z tych samych powodów nie było sensu badać, jak na zmianę podatku zareagują centralnie sterowane firmy.

Wprawdzie ostatnio pogląd, że państwo powinno traktować podatki tylko jako środek do napełniania Skarbu, powraca, jednak razem z nim idzie niesłuszne przekonanie, że system podatkowy jest tym lepszy, im więcej pieniędzy spłynie do kasy. Nawet zwolennicy nis- kich podatków argumentują („punkt Laffera”!), że należy je obniżać, bo po zmniejszeniu stopy podatkowej do Skarbu wpłynie więcej pieniędzy.

Innymi słowy, zamiast zastanawiania się: „Na administrację, wojsko i policję potrzebujemy 40 mld zł; jak zdobyć te pieniądze od obywateli w sposób racjonalny?” (tzw. zasada Vigny'ego) lub: „Od ludzi możemy ściągnąć 40 mld zł - co za te pieniądze najlepiej nabyć?” - myślimy: „Jak ściągnąć od ludzi jak najwięcej pieniędzy”. Potem zawsze znajdą się chętni, by je wydać. I tych pieniędzy zawsze jest za mało.

Tymczasem złotówka w ręku obywatela jest o ok. 40 proc. (tzw. prawo Savasa) wydajniejsza niż w ręku urzędnika. Kraj rozwija się więc lepiej, gdy mniej pieniędzy przechodzi przez bud- żet. Z tych samych powodów, dla których huta na Śląsku działa lepiej kupując prąd bezpośrednio od elektrowni na Śląsku niż przez Centralną Dyspozytornię, np. w Gdańsku.

Prawdą jest - a potwierdza to przykład Rosji, która zmniejszyła podatek dochodowy z 40 proc. na 13 - że po zmniejszeniu stopy podatku rośnie liczba pieniędzy w budżecie (ludzie przestają oszukiwać, a krajowi i zagraniczni inwestorzy zaczynają inwestować). Jest to jednak tylko argument za tym, by stopę nadal zmniejszać! Wpływy będą rosły, ale zgodnie

z krzywą Laffera tylko do czasu. Gdy zaczną maleć, należy je nadal zmniejszać - tak długo, aż w budżecie pozostaną tylko pieniądze na administrację, wojsko i policję. Nie wiemy, czy nastąpi to przy podatku 2- czy 3-proc., ale zapewne mieści się to w tym zakresie. Przy omawianiu systemu podatkowego trzeba rozważyć co najmniej 3 aspekty.

Ile się płaci?

Tu mówiąc: „Zwiększyć podatek!” często myli się wysokość stopy z wysokością sumy wpływającej do Skarbu. Zgodnie z prawem Savasa, podatek 95-proc. może być - paradoksalnie - dla kraju korzystny (!!), jeśli zgodnie z krzywą Laffera cała gospodarka zejdzie, przy powszechnej cichej aprobacie, w podziemie, a do Skarbu wpłyną tylko sumy wystarczające na administrację, wojsko i policję!!! Pod warunkiem, że cała administracja zostanie skorumpowana i będzie tolerowała czarną strefę. Ważne, by do Skarbu Państwa nie wpłynęła ani jedna złotówka ponad to, co jest tam koniecznie potrzebne, oraz by unikanie podatku nie było zbyt fatygujące.

Kto płaci?

Tu spotykamy się z najbardziej przeraźliwymi błędami powodowanymi emocją oraz istnieniem „obrońców interesu grupowego”. W rzeczywistości na ogół jest to obojętne!!! Przykład? Jeśli sprzedaję samochód, inkasuję 10 tys., a nabywca płaci jeszcze np. 1 tys. podatku. Gdyby istniał Związek Nabywców Aut, jego działacze niewątpliwe domagaliby się, by podatek płacił sprzedawca, „który przecież ma pieniądze - a nabywca nie ma, choć na ogół musi jeszcze potem inwestować w ten używany grat”. Gdyby jednak nawet Sejm ustąpił i zmienił tę zasadę na odwrotną, nie zmieniłoby się nic poza tym, że podniósłbym cenę do 11 tys. i sam zaniósł ten tysiąc do izby skarbowej.

Podobnie nie zmieniłoby się nic, gdyby Sejm zniósł podatek od młynarzy, a podwoił od piekarzy. Członkowie Związku Zawodowego Młynarzy by tryumfowali, członkowie ZZ Piekarzy rwaliby włosy z głowy i grzmieli o niesprawiedliwości. W rzeczywistości nastąpiłby (to zadanie dla II roku studiów ekonomicznych) spadek ceny mąki dokładnie kompensujący zmianę podatku.

Sejmowi wydaje się, że rządzi - w rzeczywistości powoduje tylko kolejne zaburzenia w gospodarce (bo o ile cenę samochodu podniosę w sekundę po wejściu w życie ustawy, to dostosowanie cen zboża i mąki nastąpi dopiero po parunastu tygodniach - a przez ten czas Sejm może wydać kolejną nowelę ustawy!!!). A trzeba jeszcze pamiętać o tym, że Polska nie jest izolowana: mąkę i zboże można przywozić zza jej granic.

W rzeczywistości podatku nie płaci chłop, młynarz, piekarz ani sklep z pieczywem: całość podatku płaci nabywca chleba! Sejm decyduje tylko o tym, kto zanosi podatek fiskusowi. Wszyscy producenci pracują de facto na drugim etacie jako poborcy podatkowi - co pokazuje, ile osób jest obecnie naprawdę zatrudnionych w administracji.

Jak się płaci?

Podatek powinien być nie tylko jak najmniejszy i jak najmniej kłopotliwy dla obywateli w płaceniu, ale też jak najprostszy i niedający okazji do oszustw. Rozpatrzmy kilka.

Podatek dochodowy to forma dziś powszechna, w rzeczywistości nonsensowna. Powinien być jak najszybciej zlikwidowany. Występuje w dwóch zasadniczych formach: progresywnej i liniowej.


Podatek dochodowy progresywny (p.d.p.) jest oczywistym absurdem, gdyż oznacza, że ten, kto dwa razy efektywniej pracuje, płaci cztery razy większą grzywnę. Między podatkiem a np. grzywną za złe zaparkowanie samochodu nie ma - o czym zapominają ustawodawcy - żadnej różnicy. P.d.p. narzucili w XX w. socjaliści. Socjaliści, podobnie jak większość wyborców, są zbyt ograniczeni, by zrozumieć to, co napisałem powyżej, i myślą, że nałożenie podatku na „bogatych” zlikwiduje nierówności społeczne. Notabene nierówności w ogóle nie należy likwidować, bo są motorem rozwoju - ale ciekawe jest, że socjaliści nakładając p.d.p. nie tylko zahamowali rozwój gospodarki światowej, ale też nie doprowadzili do równości: w Szwecji przeraźliwa progresja podatkowa nie przeszkodziła rodzinie Wallenbergów skupić ok. 60 proc. majątku Królestwa; a wręcz w tym pomogła. Ta nierówność nie jest jednak twórcza, gdyż Wallenbergowie noszą się skromnie, więc ich bogactwo nie rzuca się w oczy i nie wywołuje chęci, by „kąpać się, jak oni, w szampanie”. Podobnie w Polsce, mimo p.d.p., nierówności (choć ukrywane) są ogromne. P.d.p. bowiem jest karą nie dla tych, co mają dużo, lecz dla tych, którzy efektywnie pracują!

Podatek dochodowy liniowy (p.d.l.) jest też absurdem, choć mniej oczywistym: kto dwa razy więcej pracuje, płaci dwa razy większą grzywnę! Jest zdumiewające, że choć podatek dochodowy istnieje dopiero od ok. 100 lat (w USA od 1913 r.), traktowany jest jako coś oczywistego - i wszyscy reformatorzy systemu podatkowego poruszają się w narzuconym przez socjalistów kredowym kole. Tymczasem jest to pomysł rodem z przeklętego XX w. - a żyjemy już w wieku XXI. Jednak niewielki podatek liniowy byłby i tak znacznym postępem w stosunku do progresywnego.

Tak naprawdę jednak na to, by ludzie pracowali efektywnie, trzeba ich podatkować (czyli nakładać kary pieniężne) nie za to, co zrobili dobrze, lecz za to, że mają potencjalne możliwości. Stąd opodatkowani mogą zostać:

Ludzie - ryczałtowym podatkiem osobistym (p.r.o); wszyscy mężczyźni, a także kobiety pracujące poza domem; te ostatnie proponuję podatkować tylko dlatego, że nieopodatkowane byłyby na rynku pracy „nieuczciwą konkurencją” w stosunku do mężczyzn.

Nieruchomości - podatkiem od wielkości i/lub odwartości nieruchomości. Warunek: podatek taki nie może przekraczać 2‰ (promille) wartości nieruchomości (przypominam, że podatek 1‰ spowodował bunt i odpadnięcie Niderlandów od Korony Hiszpańskiej!)

Kapitał - w gruncie rzeczy narzucony przez Unię Europejską podatek od „zysków z kapitału” jest logiczny: wyrównuje „niesprawiedliwość” jaką jest to, że nieruchomość - (będąca też kapitałem!) jest opodatkowana, a gotówka nie! Musiałby być taki sam, jak od nieruchomości: przy odsetkach 10-proc. propozycja podatku 20-proc. od odsetek to to samo, co 2 proc. od kapitału, czyli 10 razy za dużo. Nawiasem mówiąc, Dania zaproponowała dla UE podatek 35-proc.

Ruchomości (sic!)- logicznie bowiem system powinien być nim domknięty, ponieważ opodatkowanie nieruchomości powoduje, że (sztucznie) bardziej opłaca się kupować samochody lub garnitury niż inwestować w ziemię, co zaburza naturalny rozwój gospodarki. Po części taką rolę pełni VAT - tyle że znów jest on dla towarów nietrwałych 100 razy za wysoki. Jeśli uznamy, że lodówka służy 10 lat - 10 razy za wysoki.

Najwięcej - i to wręcz histerycznego - sprzeciwu budzi ryczałtowy podatek osobisty. Wysuwane są wszelkie argumenty. Przede wszystkim, że jest to podatek „niesprawiedliwy, bo bogaty i biedny płacą tyle samo” (co zabawne, jest to argument tych, którzy zawsze twierdzą, iż ludzie mają jednakowe żołądki!). Argument ten jest pozornie słuszny, jeżeli podatek ma służyć redystrybucji. W PRL-u taką rolę pełniło wszystko, np. za takie same wczasy więcej płacił więcej zarabiający. Tu zakładam, że podatek ma wrócić do swej normalnej roli, tj. służyć tylko ściąganiu pieniędzy na cele wspólne i niezbędne (wojsko, policja, pensja prezydenta itd.).

Jednak nawet wtedy argument nie jest trafny - bo, przypominam, podatek i tak płacony jest przez konsumentów, nie przez producentów. Ponadto, jeśli obecnie zatrudniam Staraka za 10 tys. (podatek 4 tys.) i Nowaka za 2 tys. (podatek 400), to przy ryczałcie równym (w tym przykładzie) 2,2 tys. natychmiast renegocjowałbym umowę za Starakiem (na 8,2 tys.), a Nowak ze mną (na 3,8 tys.). Zapłaciłbym tyle samo, tyle samo na rękę otrzymaliby obydwaj panowie i tyle samo otrzymałaby izba skarbowa. Oznacza to, że obecne „nierówności płacowe” są generowane sztucznie przez progresywny podatek dochodowy!

Inny argument przeciwko ryczałtowemu podatkowi osobistemu brzmi: „Ludzie się na to nie zgodzą”. Ludzie mogą się nie godzić na wszystko, np. na komputery, co nie oznacza, że komputery z tego powodu przestają działać. Podejrzewam jednak, że jeśli by się ludziom wytłumaczyło, że podatek ten całkowicie uniemożliwi jakiekolwiek kanty i nieprawdopodobnie uprości ściąganie (zamiast izb skarbowych wystarczą, nieco wzmocnione kadrowo, biura meldunkowe), raczej by się ucieszyli.

Tak naprawdę podatek ryczałtowy jest nie do zniesienia dla polityków, którzy zyskują głosy dzięki nakładaniu podatków na jednych i obiecywaniu zdjęcia ich z innych, oraz urzędników mających prawo (np. za łapówkę) zwolnić z podatku dochodowego...

Przykład z Nowakiem i Starakiem oparty jest na obecnych podatkach - i przy tej wielkości byłby trudny do utrzymania z powodów psychologicznych. Jednak na rzeczy wspólne i niezbędne idzie obecnie 9 proc. budżetu. Tym samym ryczałt byłby rzędu 100 zł miesięcznie. Natomiast podatek ten (plus bardzo niewielki podatek od majątku) połączony z likwidacją wszystkich innych podatków, w tym: od zysków firm, od dochodu, akcyzy od benzyny i (stopniowo!) akcyzy od alkoholu spowodowałby wręcz nieprawdopodobny wzrost gospodarczy, czego udowadniać dalej chyba nie muszę (proszę popatrzeć na rozkwit gorzelnictwa po obniżce akcyzy). I, przy okazji, spowodowałby likwidację bezrobocia - co, niestety, znów skrzywdziłoby polityków, odbierając im ich ulubione poletko do uprawiania demagogii.
Ale to nie mój problem.

Janusz Korwin-Mikke
GAZETA FINANSOWA


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Sympatyków Janusza Korwin-Mikkego Strona Główna -> Ideologia, religia, światopogląd Wszystkie czasy w strefie GMT - 3.5 Godziny
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin